Ślad zdarzeń w Willi Decjusza. 07.11.2022
Rozmowa z Dobiesławem Gałą.
Przy okazji wystawy w Willi Decjusza i publikacji albumu "Reliefy" Dobiesława Gały w serii wydawniczej IKWD zapraszamy do lektury rozmowy, którą przeprowadziła Dominika Kasprowicz, dyrektorka Instytutu Kultury Willa Decjusza.
Dominika Kasprowicz: Podczas wernisażu towarzyszącego wydaniu albumu pt. Reliefy i podsumowującego twoją dotychczasową twórczość, zaprezentowałeś w Willi Decjusza swoje najnowsze prace.
Dobiesław Gała: Rzeczywiście, wszystkie wystawione prace powstały w tym roku, przy czym cztery z nich to prace premierowe, które zostały stworzone właśnie z myślą o tej przestrzeni. Oprawiałem je tuż przed wernisażem. Starsze mają najwyżej kilka miesięcy. Prace wchodzą w skład dwóch cykli. Pierwszy z nich to Rzeki informacji; tytuł odnosi się do płynnych linii, prowadzonych w kadrze, którym przeszkadza jedynie przecinający je wypalony geometryczny ślad. W przypadku drugiego cyklu, który nosi tytuł Epicentra, wszystko jest zamknięte w uniwersalnej formie, czyli w kole. Oddają one nastrój miejsc, w których wydarzyło się coś gwałtownego, być może doszło do jakiegoś rodzaju zderzenia, którego ślad powoli zaczyna się przeobrażać – zachodzi transformacja całej struktury. Można dostrzec w tym konotacje fizyczne, ale nie tylko – prace te dotyczą również zdarzeń, które zachodzą wewnątrz nas. W sferze psychicznej oraz społecznej też może dojść do uderzeń, po których zostaje ślad. Tak dzieje się na przykład wtedy, gdy odchodzi ważna dla nas osoba. Ślad po jej obecności w postaci pustego miejsca utrzymuje się w gronie najbliższych bardzo długo, a potem przenoszony jest z pokolenia na pokolenie i z czasem ulega deformacji.
DK: W twojej wypowiedzi na plan pierwszy wysuwa się wątek czasu i tego, jak jego upływ oddziałuje na strukturę dzieła.
DG: Tak jak te prace opowiadają o czasie, który ma bardzo duży wpływ na to, co się dzieje, tak też same te prace powstają w dłuższym lub krótszym odcinku czasu. Nigdy nie pracuję nad jednym obrazem jednocześnie; często zaczynam po dziesięć prac naraz, ponieważ techniczne procedury, którym je poddaję, są długotrwałe. Kiedy inicjuję jakiś proces chemiczny lub termiczny, odkładam pracę, a z nią w tym czasie coś się dzieje – płaska jeszcze do niedawna powierzchnia ulega deformacji i destrukcji. Potem biorę kolejną i dopiero po dłuższej przerwie wracam do tej pierwszej i znów dodaję jakiś proces. Same te prace opowiadają więc o czasie – ich struktura ulega przemianom, które przypominają nieco powolne wietrzenie skał. Tak naprawdę te prace to ciągły, niekończący się eksperyment, w którym ważną rolę odgrywa przypadek. W grę wchodzą różne procesy chemiczne, których nie jestem w stanie w pełni kontrolować. Zamiar jest określony, ale najczęściej wychodzi coś innego. Często okazuje się, że z takich przypadków wyłania się pomysł na kolejny cykl.
DK: Mówisz, że twoje prace są reliefami – specyficznym, oryginalnym połączeniem rzeźby i rysunku. Czy to jest podejście popularne?
DG: Przyznam, że nie spotkałem się dotąd z taką techniką. Sam na początku traktowałem rzeźbę, malarstwo i rysunek autonomicznie. Oczywiście moje prace w każdej z tych dziedzin zgrywały się i zazębiały – podobna była ich tematyka i inspiracje. Ale w pracach prezentowanych w Willi Decjusza postanowiłem ściślej te techniki połączyć. Są to hybrydy rysunku i rzeźby albo malarstwa i rzeźby. Od niedawna w nieco inny sposób używam też pigmentów, mieszając je tak, że dają bardzo zróżnicowane efekty optyczne, a kolorystyka obrazu zmienia się w zależności od perspektywy. Gdy patrzymy na wprost, może on być fioletowo-zielony, a pod pewnym kątem – pomarańczowo-niebieski.
DK: Można powiedzieć, że w ten sposób animujesz coś, co z pozoru jest statyczne. Właśnie twoje podejście do tematu czasu sprawiło, że Willa Decjusza, która na przestrzeni 500 lat przechodziła wiele metamorfoz, wydała nam się szczególnie dobrym miejscem, żeby pokazać te prace. Nie da się jednak ukryć, że wystawianie sztuki współczesnej w przestrzeniach zabytkowych może być niemałym wyzwaniem, jestem ciekawa. Czy doświadczyłeś tych trudności?
DG: Uważam, że bogactwo kipiące ze ścian i ze wszystkich kątów takich renesansowych pałaców bardzo dobrze koresponduje ze sztuką współczesną właśnie poprzez kontrast. Wystawne wnętrza czasem potrzebują wręcz tego wyciszenia, które przynoszą dzieła reprezentujące zupełnie inne podejście – nie przedstawiające, nie realistyczne. Trudności są tak naprawdę tylko techniczne. Wiadomo, że nie możemy zawiesić pracy w dowolnym miejscu i w dowolny sposób. W takich przestrzeniach zorganizowanych zawsze są też pewne elementy, które albo walczą z nowym obiektem, albo go przerastają. Chodzi o zrównoważenie tych sił i ich pogodzenie. Tu na przykład dobrym rozwiązaniem było zdjęcie ze ścian gobelinów i obrazów. – od razu zrobiło się więcej miejsca. Ale na przykład szafy i inne zabytkowe meble w ogóle nie przeszkadzały. Wydaje mi się, że sztuka przedstawiająca, realistyczna mogłaby albo za bardzo się scalać z otoczeniem, albo z nim konkurować, podczas gdy formy współczesne, czyste, świetnie się temu przeciwstawiają.
DK: Oprócz tego, że z powodzeniem prezentujesz swoją pracę twórczą, jesteś też od lat zaangażowany w proces dydaktyczny. Jestem ciekawa, jak to przebiega.
DG: Prowadząc pracownię rysunku bazuję na akcie – jest on podstawą wszystkiego. Jeśli student pojmie zasady rządzące studium aktu, będzie wiedział w jaki sposób skonstruować na płaszczyźnie przestrzenny obiekt; jeśli zrozumie wszystkie zależności, wszystkie ciężary, kierunki, płaszczyzny – wszystkie te rozmaite subtelności – uwrażliwi w ten sposób swój zmysł wzroku i jest później w stanie na tej podstawie konstruować odbiegające od realizmu obiekty.
DK: To kieruje naszą uwagę na drugi wątek, który bardzo cię wyróżnia na tle innych twórców. Wiąże się on z pojęciami przemiany i transferu. Zacznijmy od mniej oczywistej strony, czyli od tego, czy, twoim zdaniem, szeroka publiczność w Polsce jest obecnie przygotowana do odbioru sztuki współczesnej.
DG: Dość dobrym drogowskazem w tych sprawach jest rynek. Rozmawiałem z ludźmi prowadzącymi galerie komercyjne. Polska jest w tej sferze minimalnie do tyłu – jeśli chodzi o świadomość i wrażliwość na sztukę abstrakcyjną, współczesną. Wrażliwość ta lokuje się obecnie w okolicach sztuki realizmu magicznego. To jest w tym momencie absolutny top, jeśli chodzi o sprzedaż. A jeśli coś się sprzedaje, to oznacza, że tym są ludzie zainteresowani. Jest to, można powiedzieć, sztuka wyobraźni. Natomiast sztuka, nazwijmy to, nieco bardziej wysublimowana, ma trochę mniejsze powodzenie. Na przykład w moich pracach odbiorców interesuje przede wszystkim to, jak są zrobione. Często pojawiają się pytania o technikę i materiały. Trochę nie lubię tych pytań; wolałbym, żeby był interpretowane na innym poziomie.
DK: Czy Akademia Sztuk Pięknych, oprócz tego, że kształci młodych praktyków, popularyzuje też sztukę? Czy prowadzi coś, co można nazwać edukacją do odbioru?
DG: Oczywiście. Akademia organizuje dużo wystaw. W tym roku będzie miała miejsce druga edycja festiwalu Open Eyes Art. To prawie dwa miesiące wypełnione wystawami, głównie studentów. My, czyli Wydział Rzeźby, instalujemy dwie ekspozycje w Muzeum Krakowa w Barbakanie – jest to efekt konkursu, w ramach którego studenci w kilkuosobowych zespołach mieli za zadanie wymyślić projekt dedykowany temu właśnie miejscu i korespondujący z jego wnętrzem. Mamy też swoją galerię wewnętrzną – oczywiście tam pojawia się trochę mniej ludzi z zewnątrz, ale zapraszamy studentów, którzy oglądają nawzajem swoje realizacje. To też ważne źródło inspiracji, szczególnie po okresie pandemicznego zastoju. To ich zbliża, daje wgląd w to, czym kto się zajmuje. Od czasu do czasu zapraszamy profesorów i artystów z Polski, żeby studenci zobaczyli co dzieje się na innych uczelniach. Sami studenci zresztą są aktywni. Jest Krakers, czyli tydzień galerii krakowskich, który daje młodym artystom ogromne możliwości ekspozycji. Kiedy byłem studentem, zrobiliśmy wystawę na trzecim roku na Akademii i towarzyszyło temu wielkie poruszenie, że w ogóle coś takiego się wydarzyło. Teraz to wszystko się zmienia. Studenci albo sami przejmują inicjatywę, albo daje się im impuls. Trzeba też pamiętać, że nauka jest zarówno po stronie odbiorcy, jak i artysty. Odbiorcy przyzwyczajają się do pewnych nowych zjawisk, a artyści, zwłaszcza młodzi, starają się wyczuwać, co się dzieje na zewnątrz i reagować na to, a jednocześnie śledzą reakcje publiczności.
DK: Pomówmy więc o innym aspekcie transferu. Co myślisz o relacji między środowiskiem artystym a biznesem? Jak ją oceniasz?
DG: Środowisko artystyczne i biznesowe to powinien być jeden organizm, w skład którego wchodzi artysta, odbiorca i mecenas albo sponsor. Jeśli chodzi o odbiorców sztuki rzeźbiarskiej, to są zasadniczo dwie główne grupy: kościół i biznes. Często student na wczesnym etapie decyduje, w którym kierunku pójdzie. Jeśli zacznie rozwijać się na polu rzeźby sakralnej, to najczęściej już w tym zostanie. Biznes to trochę trudniejszy kierunek. Jest to szersze pole, jest więcej artystów, większa konkurencja – trzeba zawalczyć. Czasem nie wiadomo, w jaki sposób zrobić coś, co może zwrócić uwagę.
DK: Miejsca takie, jak Willa Decjusza, to nie tylko przestrzenie zabytkowe, ale też miejsca, które nie są jednoznacznie zdefiniowane: nie są to galerie sztuki, muzea, teatry ani przestrzenie pracy twórczej. Czy widzisz potencjał w zagospodarowaniu takich przestrzeni w celach wystawienniczych?
DG: Takich miejsc nieoczywistych, niegaleryjnych, jak Willa Decjusza, jest teraz coraz więcej. Są wśród nich też miejsca, w którym sztuka jeszcze nigdy nie miała okazji zaistnieć. W tym roku kontynuujemy rozpoczętą rok temu wraz z dziekanem Wydziału rzeźby, Janem Tutajem, wystawę „Na krawędzi”. Chodzi o działania na krawędzi rysunku i rzeźby; o rysunek, który „wychodzi” w przestrzeń. Zrealizowaliśmy tę wystawę w trzech miejsach, między innymi na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, ale też w przestrzeni Banku Narodowego w Krakowie. To są trudne przestrzenie, bo nie są przygotowane do tego wykorzystania. Nie mówię o samej stronie fizycznej, czyli o infrastrukturze, ale też o tym, że miejsca te trzeba symbolicznie zaanektować. Pojawia się tam wiele osób, które być może nigdy nie weszłyby do galerii na wystawę dzieł współczesnych. W ten sposób wychodzimy im naprzeciw. Nawet jeśli na wernisażu nie pojawiają się tłumy, to mamy nadzieję, że wystawą zainteresują się osoby, które przechodzą przez tę przestrzeń w innym celu, na przykład w drodze do pracy.
DK: Dziękuję Ci za współpracę i rozmowę.
Więcej o wystawie i albumie:
https://willadecjusza.pl/aktualnosci/reliefy-dobieslaw-gala
Więcej o wystawie i albumie:
https://willadecjusza.pl/aktualnosci/reliefy-dobieslaw-gala