Przejdź do menu głównego Przejdź do treści strony Przejdź do stopki
Strona Główna serwisu willadecjiusza.pl Strona Główna serwisu willadecjiusza.pl
pl

“Oko słucha” - rozmowa z Pierrem Valletem 03.04.2020

- fotografem i pierwszym rezydentem Stypendium Artystycznego IKWD.

Przyjechałeś na Stypendium Artystyczne Instytutu Kultury Willa Decjusza, żeby zrealizować projekt poświęcony Polsce. Skąd taki pomysł?

Od zawsze pasjonowałem się tym, co nazywamy Starą Europą czy Europą Środkową, szczególnie na przełomie XIX i XX wieku. Od końca lat 80-tych marzyłem o inicjacyjnej podróży, która pozwoliłaby mi odwiedzić ten region, zobaczyć Wiedeń, Pragę, Budapeszt. Dzięki nagrodzie Villa Medicis hors-les-murs, którą otrzymałem w 1990 roku, mogłem rozpocząć fotograficzną wyprawę w świat opery, tańca i najważniejszych instytucji tych trzech miast, ale odwiedziłem również Niemcy, Włochy czy choćby byłą Jugosławię. Efektem tamtych prawie dwuletnich poszukiwań był album W Starej Europie z tekstami Nicolasa Bouviera, wydany przez Muzeum Elizejskie w Lozannie, które zorganizowało również wystawę moich fotografii. Wystawę tę prezentowano potem również w innych krajach, ale nie było wśród nich Polski - kraju, którego byłem bardzo ciekaw, któremu przypatrywałem się z pewną nieśmiałością, czułością i pożądaniem. Pięć lat temu razem z pisarzem i poetą Christianem Petrem zdecydowaliśmy się rozpocząć projekt poświęcony Polsce, a przede wszystkim Krakowowi. Już po krótkim pobycie w tym mieście wiedzieliśmy, że będziemy chcieli jak najszybciej do niego wrócić. Niestety, Christian Petr zmarł nagle niedługo potem. Po okresie wątpliwości i oczekiwania zdecydowałem się samotnie kontynuować nasz projekt, żeby złożyć mu hołd, i wreszcie zbliżyć się do tego miasta, na które tak czekałem, które na mnie czekało.

Kiedy wydałem mój ostatni album pt. Ciel d’hier (ze znakomitymi wierszami Baptiste-Marreya, pisarza, poety, wielkiego człowieka teatru, który przez trzydzieści lat był dla mnie poprzez swoje pisarstwo wspaniałym towarzyszem drogi), wysłałem go do pana Frédérica de Touchet, Konsula Generalnego Francji w Krakowie. To był początek współpracy, która trwała nieustannie przez kilka następnych miesięcy. Pan Konsul z żelazną wolą nie przestawał prezentować mojej twórczości w Krakowie i szukać miejsca, w którym można byłoby wystawić moje fotografie. Dzięki gościnności Instytutu Kultury Willa Decjusza stało się to możliwe.

Zdradzisz coś więcej o samym projekcie?

Pracuję nad serią fotografii, w których odbijać się będzie “polska obecność”. Zależy mi także na ukazaniu uroku Krakowa, który wydaje mi się bardzo kobiecy, a w tych pracach staram się również uchwycić ducha kobiecości. Dlatego właśnie postanowiłem zatytułować ten projekt “Polonaises” - to słowo dla wszystkich zrozumiałe, które odnosi się nie tylko do muzyki, tańca i kobiecości, ale również sposobu, w jaki można ożywiać kulturowe dziedzictwo. Jak powiedziała Romana Agnel (tancerka, choreografka, założycielka oraz dyrektorka Baletu Dworskiego “Cracovia Danza”): “Polonez (la Polonaise) poddany był rozmaitym zmianom formy i stylu, ale pomimo tego zdołał zachować swój charakter i funkcję przekaźnika ojczystego dziedzictwa… w konsekwencji motyw “Poloneza” stał się ambasadorem polskiej kultury, zwyczajów i mentalności na arenie międzynarodowej; dla Polaków na zawsze pozostanie symbolem.”
O to właśnie chodzi. Poza tym słowo Polonaises (używam go w liczbie mnogiej i bez przedimka) jest piękne - i w piśmie, i w mowie. Bardzo je lubię i uważam, że brzmiałoby świetnie jako tytuł albumu, który chcę w Krakowie przygotować.

Czy współczesna polska kultura (twórcy, produkcje) może być źródłem inspiracji dla Francuza?

Trzeba poznać przeszłość, żeby lepiej zaplanować przyszłość; trzeba poznać kulturę danego kraju, żeby się nim zainspirować. Historia kraju czy miasta, wraz z twórcami, którzy od wieków tworzyli jego bogactwo intelektualne, to coś, czym możemy się żywić. Jeśli chodzi o polską kulturę, istnieją dla mnie pewne fundamentalne postaci, dzieła i zjawiska, ale to raczej sprawa osobistych upodobań: Helmar Lerski, Zbigniew Dłubak, Bogdan Konopka (który odszedł od nas kilka miesięcy temu), Henryk Tomaszewski, Roman Cieślewicz (twórcy polskiej szkoła plakatu), zapamiętałem również pocztówkę z plakatem Tomasza Bogusławskiego do inscenizacji Króla Rogera Karola Szymanowskiego -  niezwykła siła w prostoty i przekazywanych treści; III kwartet smyczkowy (Kartki z niezapisanego dziennika) Krzysztofa Pendereckiego, który słyszałem, będąc w Krakowie, w wykonaniu Messages Quartet. Poczyniłem też wiele zaskakujących odkryć, odwiedzając księgarnie i muzea. Nie zapominajmy, że pierwsze muzeum sztuki współczesnej powstało w Łodzi w… 1929 roku!

Jesteś fotografem, który ma niesamowite oko do architektury i miejskiej przestrzeni. Co cię najbardziej urzekło w Krakowie? 

Kraków jest miastem na ludzką miarę, można je przemierzać pieszo wzdłuż i wszerz. Chodzenie pieszo jest jedną z głównych cech charakterystycznych wszystkich szanujących się fotografów. Kraków emanuje, zwłaszcza podczas fotograficznych wędrówek po brukowanych uliczkach  pod osłoną nocy, tak szczególną atmosferą. Chciałoby się powiedzieć - wyjętą z przeszłości, zachowaną, nietkniętą. Panuje tu inspirująca cisza. Dobrze jest zgubić się w mieście, żeby lepiej je poznać.

Jeśli chodzi o architekturę, zachowane od czasu przebudowy w XIX w. Planty oferują poszukującemu obrazów przechodniowi całe mnóstwo kompozycji, zwłaszcza o zmierzchu. Miasto jest wtedy czarno-białe, być może właśnie o tej porze dnia najpełniej się odsłania. “Stań i nadstaw ucha. Wsłuchaj się z wielką uwagą w nieustający szmer głosów dziesiątków ust szepczących bez ustanku” - powiedział kiedyś krakowski rabin Boaz Pash.

W Krakowie urzekł mnie też Kazimierz - ciepłym powitaniem swoich kawiarni, których ściany pełne są starych, oprawionych zdjęć. Cała ta dzielnica jest pamiątką, wspomnieniem, którym miasto chętnie się z tobą dzieli. Tak jak w przypadku Plant, architektura Kazimierza odsłania się w całej swej okazałości nocą - grafika łuków i linii prostych, rozmaitość perspektyw.

Fotografię charakteryzuje wyczekiwanie i cierpliwość, nawet jeśli robi się portret.

Zdecydowana większość twoich prac utrzymana jest w czarno-białej kolorystyce, przez co bije z nich atmosfera pewnej melancholii. Co melancholijnego znalazłeś w Polakach?

Jeśli chodzi o moje fotografie, to nie one są melancholijne, ale spojrzenie tego, kto je ogląda; poza tym melancholia to nie jest to samo, co nostalgia.
Ponadczasowy wymiar czerni i bieli pozwala uchwycić walory kompozycji; brak koloru być może nawet bardziej przyciąga widza. Jest w czerni i bieli także aspekt emocjonalny - więcej zmysłowości. Czarno-biała fotografia to kadrowanie ciszy, medytacja, zawieszenie czasu, muzyka chwili, wewnętrzny spokój, który pojawia się po pstryknięciu aparatu; a także - obietnica rzeczy, objawienie się materii, magia. Króluje w niej cisza i piękno. André Malraux powiedział kiedyś: “Cisza jest początkiem wszystkich postaci sztuki”.  

Historycznie rzecz ujmując,, kolor w fotografii pojawia się dopiero w 1905 roku, wraz z autochromem braci Lumière, ale rozwija się przede wszystkim na początku lat 30-tych. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtej epoce fotografia czarno-biała była po prostu tańsza i łatwiejsza w użyciu niż kolorowa, stąd jej popularność - zobaczcie dzieła Walkera Evansa, Roberta Franka, Henriego Cartier-Bressona i wielu innych. 

Powiedziałbym również, że fotografia czarno-biała i kolorowa to środki służące do zupełnie innych celów. Mnie pociąga poezja czerni i bieli, pozwala mi ona przełożyć mój sposób odczuwania rzeczywistości na obraz. Fotografia czarno-biała to także pewna filozofia: bezpośrednia wiadomość, którą chce zostawić fotograf, bez żadnych forteli.

Melancholia u Polaków? Jeszcze jej nie dostrzegłem, nie wiem nawet, czy istnieje! Do tej pory zauważyłem coś zupełnie przeciwnego - odkryłem nowy kraj i czuję powiew świeżego powietrza, chęć kolejnych odkryć, tworzenia, pragnienie wolności. Pracując w Polsce dostałem twórczy impuls i naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł kontynuować mój projekt.
Szczególną atencją darzysz tradycyjne formy przekazu - fotografię analogową, listy, odręczne notatki. Co tracą osoby które, będąc cyfrowymi tubylcami, z takich form ekspresji nie korzystają?

Prawdziwa nazwa tego, co nazywa się często fotografią analogową, to fotografia chemiczna albo tradycyjna. Henri Cartier-Bresson przewracałby się w grobie, gdyby usłyszał, że tworzył fotografię analogową. Czy artystę malującego pędzlami nazwiemy malarzem analogowym? Jeśli jeżą mi się teraz włosy na głowie, to tylko z szacunku, który dłużni jesteśmy naszym przodkom, wizjonerom, którzy poprzez swoje dokonania artystyczne wskazali nam drogę, a teraz obecni są w książkach, muzeach i zbiorach kolekcjonerów. Człowiek milknie naprzeciwko ich dzieł. 

Ćwiczę ze studentami we Francji czy Szwajcarii fotografię tradycyjną, żeby nauczyć ich uzyskiwania negatywu i wywoływania. Do dziś pamiętam, jakie mieli oczy, kiedy wywoływali  “swoje dzieła”! Wielu młodych fotografów, urodzonych w cyfrowym świecie, odkrywa teraz fotografię tradycyjną. Tworzy ona zupełnie inną relację między fotografem a obiektem: musisz poświęcić czas na skadrowanie obrazu, co wymaga koncentracji i pozwala ją rozwijać. Nie możesz też przybliżać i wykonywać setek zdjęć, żeby potem wybrać jedno. Sam używam obu technik, ale mój styl fotografowania cyfrowego jest dokładnie taki sam jak tradycyjnego.

Ręczne pisanie na papierze to odnalezione na nowo szczęście, dla innych zaś odkrycie. Pióro ze stalówką (mnogość ich kształtów i twardości), atramenty (nieskończona gama kolorów) i wreszcie - papier (rozmaitość ziaren i gramatur) - czysta przyjemność, czekająca na odkrycie przez tych, którzy jej nie znają. Pióro podkreśla osobowość tego, kto nim pisze, oferuje doznania, które nie istnieją przy używaniu innych instrumentów piśmienniczych. 

Jesteśmy świadkami i uczestnikami kryzysu - zdrowotnego, politycznego ale też społecznego. Jak wobec tych wyzwań powinny reagować instytucje i ludzie kultury, w tym artyści? Jaka może być ich rola w czasie wielkiej kwarantanny?

Będę w tym temacie zwięzły i konsekwentny, ponieważ w sieci można znaleźć na ten temat bardzo wiele dyskusji oraz niezliczoną liczbę teorii i rozwiązań, które są fałszywe i niebezpieczne. Wszyscy musimy być solidarni, bo to sprawa dotycząca wszystkich. Bez względu na zawód i związaną z nim odpowiedzialność za innych ludzi wszyscy jesteśmy, artyści również, obywatelami i musimy zachowywać się jak obywatele. Im szybciej zrozumiemy powagę sytuacji, tym szybciej będziemy mogli wrócić do naszych zajęć. Jeśli apele o powagę nie zostaną usłyszane, to może spełnić się czarny scenariusz, czyli efekt domina. Każdy powinien wykorzystać czas kwarantanny, żeby odnaleźć siebie. To nie jest stracony czas, to jest czas, z którego należy skorzystać. Można w nim odświeżyć postrzeganie siebie i świata, nabrać dystansu, znaleźć czas na lekturę czy pisanie. 

Jak tylko uporamy się z epidemią, planujesz przyjechać do Willi Decjusza na kolejny pobyt. Zdradzisz co masz w planach?

Umówiłem się na wiele spotkań i zaplanowałem uczestnictwo w wielu wydarzeniach kulturalnych, podczas których chciałbym fotografować, żeby dokończyć swoją pracę. Oczywiście muszę czekać z przyjazdem, aż sytuacja się poprawi, ale proszę mi wierzyć, że mam olbrzymią chęć powrotu do Krakowa, okropnie mi go brakuje. Chcę poznać jak najwięcej osobowości ze świata sztuki i mam nadzieję na jeszcze intensywniejszą współpracę i jeszcze większą radość tworzenia. Chcę się dzielić tą energią. Często powtarzam, że właściwością sztuki jest właśnie dzielenie się. Fotograf to dla mnie bowiem przewodnik po życiu odciśniętym na papierze, przewodnik w podróży od danego przedmiotu do widza, który ogląda potem ów przedmiot na fotografii. Kiedy ogląda się obraz czy zdjęcie, serce słucha tego, co spostrzegło oko. Jak mawiał Paul Claudel - “Oko słucha” (fr. L’oeil écoute). Fotografia pokazuje nam naturę, ale także ludzkie uczucia.

Pierre Vallet – francuski artysta-fotografik, stypendysta Narodowej Fundacji Fotografii (1980), dwukrotny laureat nagrody Villa Médicis Hors les Murs (1990, 1993). Autor m.in. albumów W starej Europie (tekst: Nicolas Bouvier) oraz Ciel d’hier (tekst: Baptiste-Marrey). Prowadzi fotograficzne poszukiwania poświęcone alpejskim pejzażom (głównie wysokogórskim), dwudziestowiecznej i współczesnej architekturze, a także kulturowej transformacji Europy po upadku Muru Berlińskiego. Jego prace pokazywane były na zbiorowych i indywidualnych wystawach w całej Europie. Urodzony w Lyonie. Żyje i tworzy w Annecy (Francja). W 2020 roku otrzymał Stypendium Artystyczne Instytutu Kultury Willa Decjusza. 



 Wywiad przeprowadzili Dominika Kasprowicz i Paweł Łyżwiński.

Odwiedź stronę internetową artysty.
Ta strona używa plików cookies dowiedz się więcej